Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/46

Ta strona została przepisana.

— Zmiłuj się, Chryste, wyratuj nas, Chryste, dziecko ocal, Chryste, szeptał starzec, trzęsąc się cały w sobie, jak liść suchy na wietrze.Przygarnął do siebie dziewczynki i gadał im coś i głaskał jasne główki. Michałek zaczął znowu skrobać kartofle.Zrobiło się ciemno w chacie i straszno, ale niebawem nadeszła Teresia z jakąś starą kobieciną, która siadła przy chorej. Dziewczyna, gawędząc wesoło do dzieci, rozpaliła zręcznie ogień, nastawiła w garnku kortofle i mleko przyniesione, rozdała dzieciom po sporym kawałku czarnego chleba. Krzątała się żwawo, wciąż do dzieci zagadując, a one chodziły za nią i jak w obraz na nią patrzyły. Gdy wreszcie nakarmione ułożyła spać i zakołysała najmłodszą Nastusię, wtedy siadła przy staruszku i jęła go karmić tak samo jak dzieci. Maczała chleb w mleku i podając mu do zwiędłych ust szeptała niespokojnie.
— Jak myślicie dziadusiu nie usłyszą Moskale, uda się, czy nie?...
— Szkoda, w nocy łacniej co usłyszą, a już wtedy Chryste zbaw nas i to dzieciątko niewinne, co się ma urodzić.
Drzwi cicho skrzypnęły, wszedł Roman, przemokły od deszczu, zziębnięty.
Teresia skoczyła do niego.
— Zmień odzienie, Romanku, ogrzej się, zaraz dam ci jeść.
Chłopak stał jak słup, bez ruchu, zmieniony, zbolały.
— A cóż ci to znowu?.. Co się stało?...
— A to jutro przyjeżdża prawosławnych popów Kilku i archirej, kozaki gadają, że będą porządek robili we wsi, będą chrzcili dzieci, dawali śluby...
— Komu?...— jęknąła dziewczyna...
— A no tym co się pobrać mają, starszy prawi, że i nam ślub w cerkwi dadzą, mówił żebysię przyszykować.