kaźnię straszliwą. Wywłóczono ludzi z chałup, mężczyzn i kobiety. Kozacy rozciągali ich na drodze i bili nahajkam i, kijami rózgami, czemkolwiek.
Żołdactwo podniecone dzikimi rozkazami naczelnika pastwiło się nad ludem bez miłosierdzia.Krwawe plamy potworzyły się na oczyszczonej z błota ulicy.
A w zamęcie i zgiełku tej potwornej orgji barbarzyńców, słychać było ciągle wycie naczelnika:
— Pajdiosz w cerkow na molebje! pajdiotie łatinskije sobaki, proklatyje papisty. Nu — gowori!...
— Nie pójdziemy choćbyś nas pozabijał, naczelniku. Tak nam Boże dopomóż — wołały stanowcze głosy nieszczęśliwych, a silnych i bohaterskich, za wiarę swą męczonych polaków.
I znowu świstały rózgi i znowu droga plamiła się krwią i znowu jęki wtórowały biciom dzwonów cerkiewnych. Wreszcie sam i kozacy zaprzestali kaźni, wymówili posłuszeństwo policji. Kilku gospodarzy zbroczonych krwią, w strzępach ubiorów, odniesiono napół żywych do chałup, między nimi i Romana, który miał całe plecy i nogi poszarpane od nahajek i kijów. Gdy go kozacy wnieśli do izby, stary Józefat i Marjanna leżeli krzyżem na ziemi nieprzytomni prawie z przerażenia i grozy.
Dzieci, w ciśnięte w kącie na piecu, płakały rzewnie, a niemowlę zawinięte w szmaty, leżało w poduszce, pod łóżkiem ukryte.
Kozacy położyli omdlałego chłopca na tapczanie coś mruknęli i odeszli, lecz tuż za nimi wpadł naczelnik. Kopnął Marjannę i krzyknął:
— Gdzie twój rebionok?!..
Kobieta zerwała się jak lwica, włosy zjeżyły jej się na głowie, lecz ostygła natychmiast.
Wzruszyła tylko ramionami.
— Gdzie rebionok... skaży!
Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/51
Ta strona została przepisana.