Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Naczelnik zwrócił się do niego w pasji.
— A ty didu mołczy, ja ciebie znaju.Ty tamtych pochoronił, a tych my powienczajem w cerkwi.
Krzyczał na starego, groził Teresi i Romanowi, namawiał popa, aby im natychmiast ślub dawał, lecz chłopak i dziewczyna zaprzeczali stanowczo, pop zaś widząc stan zdrowia Rom ana mitygował naczelnika i wyprowadził go z izby.
Gdy wyszli, Józefat upadł na kolana i uderzył czołem o glinianą polepą. Z ust starczych wybiegła modlitwa dziękczynna:
— Chryste, za tą łaską, jakąś na nas zesłał, że oni na katolickim cmentarzu leżą, bądź pochwalony n a wieki. Chryste! ocal jeszcze tych młodych, ocal ich Panie, zmiłuj się nad nimi....

...........................

Zima wlokła się długo, ciążka smutkiem, nędzą i żałobą. Stary Józefat podupadał na zdrowiu, chyląc się już widocznie ku końcowi istnienia.Wiek i nieszczęście popychały go do grobu, do którego sam tęsknił. Żywił tylko ostatnie gorące pragnienie, aby połączyć nareszcie Teresią z Rom anem i zabezpieczyć rodziną, chatą i grunt od ostatecznej zagłady.Roman chorował długo, zdawało się, że już do zdrowia nigdy nie powróci, kulał na jedną nogą i kaszlał ciężko.Jednak czas, młody i silny organizm i troskliwe starania Teresi uleczyły go zupełnie.Gdy nadeszła wiosna Roman zaczął wychodzić z pługiem w pole. Słaby jeszcze był, lecz sił nabierał z każdym dniem więcej. Przeciwnie Józefat nikł w oczach i tym rychlej oczekiwał śmierci.
O ślubie Romana z Teresią nikt nie mówił we wsi, choć wszyscy wiedzieii, że pobrać się mają.
Wojsko wywądrowało ze wsi, jeszcze w połowie zimy, bo już nie było co jeść, ani co rabować,