— Zbóje bezecni!.. pomsta nad wami, za nas...za mękę... Teresiu!
Rozdzielono ich siłą, trzech żandarmów uprowadzało kobietę.
— Romek!.. Romek!.— nieludzkim zawyła skowytem i znikła z oczu męża, jeno krzyk jej słyszał i targał się, jak zwierz ranny w klatce.
Głową, zwichrzoną bezdennym żalem, z obłędem w oczach jął walić w mur ściany, nie czując krwi, która mu z czoła spływała strumieniem.
— Jezu!... Jezu!... Jezu!...— wybiegły jęki z ust, zalanych krwią i łzami.
Rozbiłby głowę i skonał w tym jęku, gdyby nie krótka, zimna komenda:
— Usmirit!..
Żołnierze oderwali go od ściany jak upiora.
Nie był to już człowiek, jeno widmo ludzkie, nie było w nim duszy, jeno wielkie rumowisko ostatecznej, krwawej niedoli.
Wkrótce dwa różne pociągi wiozły ją i jego w dwie odległe od siebie, dalekie, północne siedziby zesłańców i męczenników — za wiarę.
Nad osierociałą chatą Józefata anielskie unosiły się skrzydła i chór aniołów śpiewał pieśń niebieską, pieśń nadziei, pieśń wiekuistego trwania wierzącym.
— Nie zginiecie!... chwała i cześć w am wszystkim, którzy za wiarę znosicie katusze. Nie zginiecie... żyć będziecie wiecznie w narodzie i na ziemi własnej.Sława za wytrwanie, nagroda za męki — to przyszłość twoja bohaterski ludu.