sta. Wszystko umilkło i kwilenia ptaków i szumy drzew i szmery i głosy wszelkie, cisza kościelna była dokoła, bo ziemia i powietrze i wszystkie twory słuchały błogosławieństwa Bożego. A słońce rozpromieniło się całem bogactwem złota i rzuciło na ziemię stos blasków przejasnych, jakby z otwartego nieba sypanych ze szczodrej wszechmocnej dłoni błogosławiącego Boga. Janiuk uczuł się jakby odrodzonym, ucałował ziemię kochaną raz jeszcze i powstał raźno, z weselem w duszy. Ujrzał to, czego przedtem nie spostrzegł, oto kościół w oddali, na wzgórku, kościół katolicki, parafialny. Świątynia murowana stała wyniosła, pełna majestatu i powagi, strzelająca w górę wysoką smukłą wieżą, cała w potokach czerwono-złotych ogni zachodzącego słońca.Krzyż na wieży świecił i migotał, okna paliły się jaskrawo. Jakiś przepych i wielkość dostojna szła z tej świątyni na całą okolicę. Kościół królował tu, porywał samym widokiem, niósł ku sobie stęsknione dusze. Porwał i duszę Janiuka. Starzec zatrząsł się od stóp do głowy, dreszcz dziwny przeniknął go nawskroś, zatrzepotał ramionami, jak ptak zrywający się do lotu, a pierś starca wydała okrzyk największego szczęścia.
— „La Boga! Kościół! Śledzianowski kościół, o Boże! Boże! ja to nieszczęsny oglądam go jeszcze? la Boga!...“ — Zaczął biedź po piaszczystej drodze, niby chłopiec młodziutki, lecz starcze zmęczone, skatowane nogi rychło ustały zupełnie. Janiuk szedł znowu wolno, zapatrzony, jak w cudowne zjawisko, w kościół górujący nad całym horyzontem. Wlókł się starzec a z oczu wielkie łzy rozrzewnienia padały mu pod nogi, na żółty piasek, na najdroższą jego ziemię odzyskaną. Słońce wielką kulą czerwieni zachodziło wolno za czarny bór, siejąc na ziemię liljowo rude cienie. Zmrok wieczorny brał pod swój
Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/73
Ta strona została przepisana.