Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— Ktoś cudzy był na drodze — mruknął stary Janiuk, gdy pies powrócił do furtki i z podkulonym ogonem jął znowu cicho wyć.
— Czuj duch teraz, bo już jakieś złe się włóczy...
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Po pewnym czasie z pod kościoła odpadały pojedyncze postacie i małe grupki szarych cieni z pod muru również sunęły cicho, ginąc za furtką niewiadomo gdzie, roztapiały się w mętnej poświacie bladego księżyca, którego sierp z pośród chmur, wyglądał jakby zalany łzami.
Cisza świętojańskiej nocy obiegła kościół, wieś, pola i drogi, zaprzepaściła w sobie ziemię całą i ludzi, zagłuszyła wszelkie w zruszenia i trwogi, wszelkie nadzieje i... tajemnice.
Takich uczuć, takich lęków nagłych a przerażających doznawali pierwsi chrześcijanie, przed wiekami, gdy w katakumbach, na modlitwie ukryci, przed zemstą pogromców s prześladowców chrześcijańskiej wiary, w najwznioślejszym momencie modlitwy, usłyszeli raptem złowrogie kroki nadchodzącego centurjona na czele rzymskich siepaczy.
............
Zbliżyło się południe.
Świątynia, otwarta szeroko, wypełniona była ludem po brzegi, z zewnątrz tłumy oblegały kościół. W środkowej nawie i w bocznych stała głowa przy głowie, naród nie tłoczył się, nie popychał, był jak wmurowany, oczy we łzach patrzyły na główny ołtarz, przy którym kapłan przywieziony rano odprawiał sum ę. Brzmiał przy ołtarzu głos jego wzruszony ważnością chwili, dźwięczały dzwonki ministrantów, uroczyście grały organy. Wonne obłoczki kadzidła rozsnuwały się w powietrzu, przepełnionem żarem najgorętrzych uczuć. Ludziom zdawało się, że niebo przed nimi otwarto. Modlitwa podniosła, wychodząca