Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/92

Ta strona została przepisana.

wzniesiony ręką zbrodniarzy dla tych, co w obronie kościoła w nim polegli.
Potężny pomnik wiary ludu, jego miłości dla religji, jego wytrwania w wierze i krwawych poświęceń.
Pomnik wiekuisty.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zapadał lekki zmrok wieczorny. Dokoła gruzów, na drodze skrzypiały kibitki wywożące ludzi na sąd, do guberni, lub prosto na zesłanie. Na stoku zwalin kościoła majaczyła jakaś czarna postać leżąca krzyżem, obok siedział skulony, czarny pies z podniesioną głową i wył przeciągle, jakby łkając.
Żandarmi i strażnicy wahali się chwilę, lecz wreszcie podeszli do leżącej postaci
— Pamieszczyca — mruknął jeden, widząc kobietę z białymi włosami, całą w czerni.
— Nie ubili staruchu — rzekł drugi.
Namyślali się, — wiązać ją czy nie. Pies, Karo, rzucił się do nich z ujadaniem, kopnęli go i podnieśli staruszkę.
Spojrzała na nich wzrokiem tak strasznym, nieprzytomnym, okropnym, tak rozpaczliwym i obłędnym, że wątpliwości mieć nie mogli. Puścili ją natychmiast.
— Sumaszedszaja — zawołali przerażeni.
A kobieta w czarnej, poszarpanej koronce na roztarganych, siwych włosach, jęła bić się pięścią w piersi i zakrzyczała dzikim głosem.
— Przeklętam, przeklętam na wieki!.. Piekło...ja... ja!... te gruzy, to ja, moja wina, moja wina!., ludu.. ludu!.. Janiuk, ratuj, broń! ty wiesz wszystko!.. huk!., jaki huk... armaty!., krew!., zabijcie mnie...zabijcie!.. Szatani!.. Bij mnie, bij.. Zaczęła w obłę-