Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

ja prymicya, wyobrażam sobie, jaką będziesz miał pyszną minę, muszę to widzieć».
Ksiądz Józef drżał na wspomnienie jej głosu, bał się jej oczu i bał się tej chwili coraz więcej. Pogrążony w rozmyślaniach nagle zadrżał; blask jakiś zwrócił jego uwagę. Spojrzał w niebo.
Zeszło słońce. Wielka złota kula, niby odbicie ziemi, globus świetlany roztaczała na świat jaskrawe promienie. Potop iskier drogocennych spływał ze słońca i otoczył odkrytą głowę księdza, zalśnił w jego łzawych źrenicach.
Świat się zbudził, ożył na nowo. Mgły, zwinięte w kłębek uciekały przed potęgą blasków. Światłość przemożna zapanowała władczo, majestat był w tem przeobrażeniu się świata z szare-