Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

ko jedno, obojętne doskonale, tak czy owak, byle prędzej.
Weszli do kościoła. O źle! Siedzi biskup w asystencji poważnych kapłanów. Siedzi i stoi mnóstwo ludzi. Ksiądz Józef patrzy w ziemię, ale uprzytomnia sobie, że to śmieszne... Poza, uciśniona niewinność, jagniątko!
Cóż znowu, śmiało ludziom w oczy, bez tremy! Mieć odwagę swych przekonań.
Podniósł wzrok, patrzy hardo, wyzywająco. Drgnął. Spojrzały na niego blade, otoczone torbami, chłodne oczy profesora teologa. Liznęły go te zimne źrenice nieprzyjemnie, jakby ręka wroga, kata, która chce odrzeć go z szat, pokazać światu i zabić.
Prymicjant odwrócił oczy ze wstrętem, ale i ze wstydem.