Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Usta skrzywił do śmiechu.
— Bryznę im tu jadem swej ironii. Och! jak ja was lekceważę!
Te słowa wisiały mu na wargach, nie wypowiedział ich jedynie dla tego, że zbrakło mu sił.
Gdy ubrany już w złociste aparaty, po niezmiernie trudnem wyjściu z zakrystyi, zmieszany i ogłuszony, prymicjant stanął przed ołtarzem, doznał nagle szalonego lęku, rzucił się gwałtownie w tył, robiąc ruch, jakby do ucieczki.
Lekki szmer przewiał w otoczeniu, spostrzegli ten ruch wszyscy będący bliżej, nawet biskup. Sprawiło to wrażenie silne, choć nieuchwytne, jakby odczucie strasznej walki, jakby trwoga przed katastrofą.
Profesor teolog wyciągnął szyję