Ta strona została uwierzytelniona.
i śledził prymicjanta. Przez głąb czarnych oczu Zuzy przeleciał błysk djabelski, zły, usta śmiechem drgały.
Ale ksiądz Józef zapanował nad sobą prędzej niż mógł się sam spodziewać.
Ten ostatni rzut wywołał reakcję, nastąpił spokój, wielki cichy spokój, jakby po konwulsji skon.
Z tym chłodem śmiertelnym prymicjant rozpoczął Mszę świętą. Asystowali mu djakoni, subdjakoni, ale on ich nie widział. Odprawiał niby wyuczoną lekcję, dobrze, z suchą rutyną, należytą powagą i trzeźwo. Trema znikła, był już pewnym siebie, powoli wchodził w rolę, nie miał wrażenia, że gra dla widzów, pozostał sam z sobą, nie był automatem, gra brała go, przeistaczał się z fachowca