Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

— A mój czyn dzisiejszy, czyż nie będzie zbrodnią? Czy moja duchowa istota, moja etyka potrafi przetrwać tę chwilę spokojnie? — rozmyślał ksiądz Józef.
I czuł, że nie. Że moment do którego się przygotowywał z zimną krwią, z szyderczym chłodem, będzie trudnym nad jego siły. Że można rozumować straszliwie trzeźwo o jakimś fakcie, ale go nie spełnić; można rozcząstkowywać go na atomy, szydzić zeń, drwić, można go lekceważyć, uważać za swój fach jedynie, bez głębi, bez treści, lecz niemożliwem jest struć zarodek nieufności do samego siebie. On żyje, bez czucia, bez objawów, aż nadchodzi minuta, że nagle ocknięty nurtuje. I niewiara w siebie, rodzi wiarę w to, co się lekceważyło.