Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/10

Ta strona została przepisana.

— Ena... moja...
— Puść mnie, puść!...
— Nie!
Przemocą posadził ją sobie na kolanach i, ogarnąwszy ją ramionami, tulił do piersi jej głowę płonącą, pomimo, że się szarpała i chciała wyrwać z uścisku.
— Krystyn, ja tego nie chcę, puść! Ach, te wieczne czułości!
— Nie lubisz?... Szczególna ty jesteś, doprawdy! Masz temperament szalony, ale trzymasz go jakby na munsztuku. Często doznaję wrażenia, że zwalczasz go umyślnie, z pasją żeby sobie i mnie dokuczyć. Wzdrygasz się od moich pieszczot... czy i to cię już nudzi?..
— Nudzi, męczy, wstrętem przejmuje!... Nie chcę.
Wyszarpnęła się gwałtownie z ramion męża. Stanęła znowu przed lustrem i jęła czesać swe ciemno-rdzawe włosy. Książę wstał również, zapalił cygaro i, pykając dymem, chodził wzdłuż pokoju z założonemi w tył ramionami. Cedził wolno słowa:
— La!... wobec tak silnych argumentów nic mi więcej nie pozostaje, jak... nie narzucać się... księżnej pani. Nie wiem, czego ci brak. Nie pojmuję, co wpływa tak ujemnie na twe usposobienie Masz i możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, co nawet wyczarujesz w marzeniu.
— O la la!... nie zapędzaj się, Kryst, tak daleko.
— Wiesz przecie, że na twe skinienie czeka falanga ludzi, którym tylko rozkazuj, że ja wreszcie zrobię dla ciebie bardzo dużo... co zechcesz.
— Trzymając się zasady: nic darmo. Ha... ha!... praktyczna maksyma!
Książę ochłódł, lecz mówił dalej:
— No, a środków nam chyba nie zabraknie... Mój majątek, nie licząc nawet twojej fortuny, masz u nóg.
— Tego, za czem ja tęsknię, ty mi dać nie możesz, twoje miljony również.
Książę zatrzymał się.