— Dobrze! pomówię z nim o tem, gdy... wróci.
Książę rzucił ramionami niecierpliwie i mocno zirytowany wydawał rozkazy pakowania rzeczy, ładowania mebli na wozy; całe wewnętrzne urządzenie pałacu, makaty ze ścian, cenniejsze ozdoby, obrazy, portrety, skarbiec, bibljotekę, zbrojownie, stajnie, wozownie, szorownie, nawet kuchnie i spiżarnie, nawet psiarnię postanowił zabrać, by wieść tam, gdzie grunt uważał poniekąd także za swój, a bezpieczny i pewny. Gorączka wyjazdu rozpalała go, lecz jakoś nic nie zdołał spełniać, bo nie miał sympatyków w swym projekcie. Księżna tłumaczyła mu, że o ile jest pewność szybkiego odwetu, to jechać z takim taborem pod wiatr, nie widzi racji. Książę wpadł w gniew. Spostrzegł, że żona znowu mu się opiera, zgadywał wpływ pustelnika, Widział go zresztą na całym dworze i bliższej okolicy. Profesor Hruda dziwnie był czynny. Konikiem swoim z Semenem, kręcił się po wsiach, zaglądał do dworów, skąd dochodziły słuchy o zamierzonej ucieczce obywatela. Wszędzie widziano pustelnika, a gdzie zajrzał, tam następował względny spokój i stamtąd nikt jakoś nie wyruszał. Książę wiedział, że nawet udawało się pustelnikowi zawrócić z drogi niektórych uciekinierów, o ile zaś byli ze stron dalszych, pogrążonych już w ogniu, to pod mocą perswazji starego profesora, zatrzymali się w Jarowie, w Smolarni, lub w blizkich wsiach, by przeczekać burzę. Książę nazywał Hrudę szaleńcem i ani chwili nie zawahał się co do postanowionego wyjazdu. Walczył uparcie z niechętną żoną, aż nadszedł moment decydujący. Burza zahaczyła o Jarów. Pułki, szwadrony, maszerowały w ucieczce, szły całe zastępy piechoty, cwałowały konnice, wlokły się działa, wieźli szpitale. — Wszystkie drogi, dróżki, nawet pola zaczerniały się żołdactwem, końmi, taborami. Wrzawa rosła i rósł strach. Nieustanny tętent, turkot, rżenie koni, głuche hurkotanie armat, a dokoła palące się wsie, dwory, szerokie rozlewiska łun na sza-
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/116
Ta strona została przepisana.