Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/117

Ta strona została przepisana.

rem od dymów niebie, a w powietrzu ciągły huk blizkich już piorunów. W tym chaosie przejechali przez Jarów księstwo Ponieccy, prowadząc za sobą szeregi wozów, przestraszeni byli, rozgorączkowani i zdumieli się bardzo, ze księstwo Krystynowie jeszcze w domu. Książę zerwał się, by z nimi jechać, rozgniewany na żonę kazał kamerdynerowi pakować walizy, gdy stanął przed nim pustelnik. Spytał spokojnie.
— Książę pan wyjeżdża?... Dokąd?...
— Panie łaskawy, jadę tam, gdzie dążą wszyscy — chłodno odrzekł magnat.
— Na miłość Boga, niech książę tego nie czyni. Dokąd jechać, poco i do kogo?... Tam do nich, do naszych wrogów, pod ich faryzeuszowskie opiekuńcze skrzydła i na co, na tułaczkę, może na poniewierkę?... Opuszczać własną ziemię w chwili krytycznej, przełomowej, to się nie godzi, książę panie, na Boga, to grzech. Ot... już tak... Grosz swój, polski, dla nich wywozić, uciekać z ojczyzny w chwili, gdy ją depcą wrogowie i u tych samych wrogów gościny, schronienia szukać. Wstyd, książę panie, ot... ot hańba! Książę jest obywatelem polskim, tu, na własnej ziemi trwać winien.
— Zostaw, profesorze, swoje wywody dla chłopów i tych... tam obywateli, których podobno wstrzymujesz od ratowania się. Mnie proszę zaniechać.
— Książę panie, nie czyń tego, nie czyń — gorąco błagał Hruda. — Co księcia do tego skłania, co zmusza?... Nic, nic! To tylko ot... ot... bezmyślny pęd, ale zastanowienia — rozwagi. Zmykają urzędnicy, bo lecą za posadą, ze strachu wreszcie, wierząc w moc tamtych, nie rozumiejąc życia i bytu bez nich. Ale książę, z własnego kawała ziemi nie może dezerterować. Teraz otworzą się dla nas, polaków, szranki nowe, trzeba...
— Mój panie... Hruda — zanim te utopijne szranki pańskie otworzą się, czy stworzą, my tu będziemy z powrotem. Voilà!