ich nie usłucham i... mam już ich... za dużo. Żegnam!
Książę opętany z gniewu odszedł, gwiżdżąc z irytacji.
Odjechali Ponieccy, rozeszła się wieść, że wyruszyli Dobruccy. Książę był zupełnie gotowy do drogi, nie mógł tylko zmusić żony do towarzyszenia mu. Księżna sama i razem z pustelnikiem i Orzęckim powstrzymywała męża i błagała go, by został. Przekonana przez profesora, upierała się po swojemu energicznie. Stanowczość jej jątrzyła księcia, jej prośby przyjmował wybuchami gniewu, starli się z sobą parokrotnie poważnie. Księżna widząc, że męża nie zatrzyma, zawahała się, osłabła. Wyjazd postanowił książę już na dzień następny. Pakowano ostatnie bagaże. Księżna roztrzęsiona, spłakana chodziła napół przytomna, gdy nagle stanęły przed pałacem dwa samochody. W jednym jechali hrabiostwo Eustachowie z gubernatorem Mussin-Puszczewem i adjut. Mussina, w drugim dzieci hrabiostwa z nauczycielką i korepetytorem. Książę Krystyn wybiegł na ganek. Nastąpiła szybka wymiana zdań.
— Wyjeżdżacie?... powinniście już być w drodze — zawołała hrabina.
— Ruszamy jutro rano.
— Ależ niemożliwe, za późno.
— Da... da!... niema czasu na zwłokę, — potwierdził Mussin po rosyjsku. — Tut budiet pierestrełka. Oposno!
— Tut pazycja, — poprawił konkretniej adjutant, kniaź Czugajew.
— Słyszy książę, co panowie mówią? Uciekajcie! Pan gubernator eskortuje nas aż do miejsca.
— To jest?...
— Ach, do stolicy naturalnie.
— Do jakiej?... mimowoli spytał książę.
— Nad Newę wszakże, — szczebiotała hrabina, — tam pewno i księstwo podążą, prawda?... przypomną się nam dobre czasy. Wtedy się bawiło, a teraz...
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/119
Ta strona została przepisana.