Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/126

Ta strona została przepisana.

rozchychotanych dział, grzechot karabinów, siekanie kartaczownic, zgiełk, tumult, wrzawa! Zdawało się, iż ziemia nie zniesie tego orkanu piorunów, że zatrzęsie się w tym odmęcie, że ją ten wir pochłonie, że runie w otchłań bezdenną. Zdawało się, że powietrze, cała atmosfera płomieniem się zajmie i spali. Dymy pożarów osnuły świat, a wśród dymów i blasków ognia śmigały jak race siwo błękitne obłoczki szrapnęli. Leci, leci kędzior wraży z furkotaniem i syczeniem, rozpęka z trzaskiem, zieje ogniem, zasypuje ziemię żelazem i ginie, jak rozbity na czerepy garnek. A oto nadfruwa nowy kłębek, inny ma głos, inną w sobie grozę. To granat sięga ziemi, patrzy, wypatruje, gdzieby spaść, czy też leci tam, dokąd go pchnięto. Nowy grzmot, nowy rozłam gruntu, lub nowa pożoga, Pomiędzy tą magnaterją pocisków, niby świta królewskich potentatów, dmie, wali, siecze naokoło istna zamieć kul. Ryk, świst i warczenie; powódź płomieni, lawina ołowiu. Huraganowy ogień rozszalał się nad jarowską rezydencją. Dwie wrogie sobie baterje, ponad Jarowem słały gońców śmierci w nieprzyjacielskie szeregi. Park zryty był okopami, dalej stały linje dział, kilka budynków folwarczych płonęło. Stajnie rabowano doszczętnie, szorownie również. W pałacu zatrzymał się sztab polowy, cały gmach splądrowały tabuny kozackie, niszcząc i gospodarując jak u siebie. Odbito piwnicę, wytaczano beczki wina, starki, miodów, rżnięto na uczty, co się dało, w łomocie armat, w rozbestwionej wrzawie. Pustelnik z Daniłem czuwali nad pałacem, lecz nie mogli wstrzymać potopu, zalewającego tu wszystko brutalną, dziką falą. Cała służba siedziała pochowana po piwnicach i zupełnie obezwładniona ze strachu. Orzęcki nie pomagał profesorowi, nabawiał go raczej nowego kłopotu. Stary weteran nie był wrażliwy na kule, sypiące dokoła, biegał sobie pośród nich jak w roju pszczół, modlił się głośno, ale krzyczał i klął przytem nieustannie. Ogarnął go jakby obłęd. Pustelnik