Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Strzelec wybiegł i po chwili wrócił z pustelnikiem.
— Niech się księżna nie niepokoi, to granat dużego kalibru rozwalił cały front gorzelni.
— Spiją się do reszty spirytusem.
— Eh, już tam nic niema, wyżłopane. Jak się księżna pani czuje? Kryś widzę śpi, pomimo huków.
— Zmęczony malec okropnie. A ja, jak pan widzi. — Czyż można się tu dobrze czuć?...
Pustelnik popatrzał dokoła. W półmroku paru lamp siedziało, stało, leżało kilkadziesiąt postaci męskich i żeńskich. Słychać było szept pacierzy, kwiliły płacze dzieci i ciche pojękiwanie kobiet. Zaduch panował tu i gorąco było niesłychane. Księżna w swoim kątku, wybitym dywanami, siedziała na fotelu i niedźwiedziej skórze przy łóżeczku śpiącego syna, dalej trochę czuwała bona, panna służąca, kucharz i stary kamerdyner, zielony ze strachu.
— Drażni mnie ta piwnica, — rzekła księżna, — już niedługo wystarczy mi cierpliwości na siedzenie w tej norze. Mój mąż pięciu minut by tu nie wytrwał, gdzie on jest, jak pan sądzi?
— O ile nigdzie się nie zatrzymał, to jest już bardzo daleko i na razie bezpieczny.
— Może prędko powrócić?...
— O... nie sądzę, chyba, że gdzieś ugrząsł blisko, ale... wątpię. Niech jeszcze droga księżna pocierpi trochę, ogień za wielki, nie można się narażać. Te sklepienia pewne jak forteca, lepsze niż skarbczyk pałacowy.
— A ochrona, szkoła, bezpieczne, czy się dzieci nie trwożą?
Są wszakże z opiekunami, tamte piwnice również mocne. Mają co jeść, zaglądam do nich często, niech księżna będzie spokojna, nikomu się nic nie stanie.
— A wieś... w okopach?...
— Ale,.w jakich!!... trochę bab z dziećmi w dworskich piwnicach, a reszta w ziemiankach.