Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Poco pan się naraża, chodząc pod kulami.
— Ja ot ot... już tak!... To krótko potrwa... Smolarnia już zajęta, czy też kozunie sadybę moją spaliły? Żałowałbym...
— Podobno i tu obiecują palić wszystko.
— Jarowa... teraz nie spalą — rzekł pustelnik z mocą.
Gdy profesor wyszedł, księżna zamyśliła się poważnie. Goniła myślą uciekającego męża i zastanawiała się nad własną sytuacją. Odczuwała w sobie dziwne przełomy, widziała przed sobą inne jakieś horyzonty, Często spadał na nią niepokój nagły, jakby się coś wkrótce spełnić miało. Oczekiwanie czegoś nieznanego, niepojętego było w niej wyraźne i gnębiło. Czasem przeleciał nietoperz trwogi, że to przeczucie śmierci, wówczas młoda kobieta wzdrygała się i czyniła znak krzyża na czole, pochylając się nad synem, tuliła drżące usta do jego skroni. Czasem gniew ją porywał, wówczas biegała po piwnicy i wychodziła na próg, chcą uciec z tego mroku i zaduchu, lecz tam pilnował Daniło i kategorycznie zatarasował drzwi. A grzmot armat nie ustawał, karabiny warczały. W piwnicy było coraz ciemniej i straszniej, niepokój dziwny w duszy księżnej wzmagał się, trząsał nią dreszcz wewnętrzny. Daniło znosił dla niej pledy różne i futra, oraz pożywienie, ale księżna nic tknąć nie chciała, karmiła Krysia i dzieci służby, zebranej w piwnicy. Robiła to dla rozrywki, byle usunąć drażniący ją niepokój, Cała gromadka dzieciarni otoczyła panią, narazie z wahaniem, lecz księżna, obyta już z dziećmi z ochronki, umiała i te oswoić. Gwarzyło to, wyciągało ręce po jedzenie. Z lubością dotykały się dzieciaki ślicznego łóżeczka Krysia. Za siatką, obudzony już malec stał i, trzęsąc rdzawemi lokami, klapał rączką po głowach małych swych spektatorów. Zadowolenie było obopólne. Za dziećmi kilka matek zbliżyło się do księżnej nieśmiało, wywiązała się gawęda, na co patrząc stary kamerdyner mruczał, że to już koniec świata i wzruszał ramionami zu-