czonej walca. Czasem pojedyńczy piorun wystrzału przeszył jednostajny zgiełk, czasem zaległa sekundowa cisza. Nagłe zarechotały żaby-tytany.
Ta... ta... ta... ta... ta...
Do księżnej gwałtownie podbiegł Daniło.
— Jasna księżno, za mur, za mur!... tu może dolecieć. „Kulomioty“ warczą.
— Ja tu... czekał... wartował. Za mur, jasna pani, ot, za ten występ, bo strasznie grają.
Pociągnął księżnę i schował w niszy grubych murów.
— A ty, Daniło?... ukryj się.
— Ja, ot tak...
Kucnął na kamieniach w kącie krużganku i czoło przyłożył do żelaznej kraty.
Ta... ta... ta... ta... ta...
Ta... ta... ta... ta... ta., sypał gęsty grad kul.
Jakiś rumor w baszcie, szybkie kroki, pęd i na balkon wbiegł marszałek Orzęcki, blady, z gorejącemi oczyma i obnażoną szablą w ręku. Nie spostrzegł księżnej, ani Daniła, stanął przy balustradzie i machając szablą jął krzyczeć dzikim, podnieconym głosem.
— Won, won zbóje, satrapy... kałmuki, mongoły. Won! dosyć waszego gospodarstwa, wybiła godzina wasza i nasza!... Won!... oto... to... to... to, ostania miotła was wygania!... miećcie kulki, miećcie!... to... to... to to!... a dalejże ich, w nich!... gnaj... pędź... morduj... bij!... bij! — ryknął żubrzym głosem, że zdawało się, iż pierś staruszka pęknie z wysiłku.
I znowu machał szablą i znowu wrzeszczał... won!... bij! naśladował tempo trzepiących kul, skakał i trząsł się cały.
Księżna, wychylona zza muru, patrzała na niego w zdumieniu, potem z uśmiechem, chciała go zaczepić, lecz
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/135
Ta strona została przepisana.