Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/148

Ta strona została przepisana.

się żywą krwią. Nawet głos jej, wpadający w tony altowe, miał poza swojem brzmieniem odczuwaną głębinę, otchłań uczucia, skrycie zamkniętą dla obcych.
Obserwacja pustelnika skierowała się w drugą stronę. I tam widział ból, siłę uczuć, mękę, tem większą, iż nieprzewidzianą w pozorach sztywności i chłodu. Gorączkę wewnętrzną ujarzmiał dzielnie męską potęgą woli i pysznym wojskowym moderunkiem.
Po kolacji w pałacu, na której była cała starszyzna Legjonów, jedna kompanja wyruszyła, jako rekonesans, pod pozycje nieprzyjacielskie. Komendant oddziału artylerji ofiarował się dobrowolnie poprowadzić podjazd. Wieczór był ciemny, gdy odjeżdżali w stronę krwawych łun, hen, po za Jarowrem rozpiętych na horyzoncie. Koledzy, oficerowie, żegnali dowódzcę baterji wesołymi okrzykami, ale on milczał. Księżna, bez słowa stojąc na boku, wpatrzyła się w jego postać. Tętno jej serca wołało ku niemu to wszystko, czego usta nie wypowiedziały. Pożegnalny pocałunek jego czuła na ręku, palił ją żarem.
Odjechali.
Jeszcze trochę ruchu; rozstawiono warty i cisza zaległa Jarów, przerywana hukiem dział z odległej pozycji.
Księżna nie poszła spocząć, zajrzała do oświetlonej rzęsiście i ukwiecionej zbrojowni, w której spał snem wiecznym marszałek Orzęcki.
Kilka osób starszych ze służby, czuwających w sali, usunęło się grzecznie przed księżną. Podeszła blisko do wzniesienia, uklękła i zaczęła się modlić, ale myśl jej odbiegała znowu w inne zakresy. Więc czyniła sobie gorzkie wyrzuty, że nie może skupić umysłu przy zwłokach starego przyjaciela i sługi jej rodu. Żal ją ogarnął, lecz... tamto... było silniejsze i porywało ku sobie nieprzepartą wolą. Chcąc koniecznie zwalczyć wszechmocny urok tych pokus drogich w obliczu śmierci, by powadze jej majestatu nie uchybiać, księżna zaczęła głośno odmawiać li-