tanję. Podchwycono ją skwapliwie. Zamamrotały głosy wśród ciszy, panującej w sali. Modlitwa popłynęła uroczysta i szczera. Ale księżnę przenikało przykre uczucie lęku. Cały nastrój żałobny, syczenie świec i ten szmer monotonny głosów roztargał jej nerwy.
Kobieta zatrzęsła się nagłym dreszczem, jakby dotknęła ją zimna ręka niebożczyka. Słowa zastygły jej na ustach. Przerwano litanję. Oczy obecnych utkwiły w księżnie z ciekawością, inne z niepokojem i życzliwie, Tłómaczono to sobie tylko wybuchem żalu po zmarłym. Lecz w magnatce duma, by nie okazać się słabą, zwalczyła natychmiast wewnętrzną trwogę, która wywołała ten dygot. Księżna podniosła głowę i pewnym, spokojnym głosem dokończyła litanji.
W kilka minut potem była już na swoim krużganku w baszcie i, zagłębiwszy oczy w czarnej huczącej dali pod rude refleksje łuny, długo, długo marzyła, śniła. W pewnej godzinie po północy usłyszała księżna na dole szmer głosów, jakiś szum i stukot haceli podków na żwirowanym podwórzu przed stajniami. Wytężyła słuch, tamując oddech.
...Tak, to on wrócił z podjazdu.
Odezwały się warty, rozległy nawoływania. Odróżniła jego donośny baryton, wydawał rozkazy. Trochę przyciszonego gwaru i wszystko umilkło, tylko łomot armat i rozbłysłe nanowo łuny, świadczyły, że tam szaleje orkan pędzony wciąż naprzód.
Wpatrzone w ciemności oczy księżnej dostrzegły nizko czerwoną plamkę żaru sunącą od stajen ku pałacowi. Wyczulony słuch wyłowił odgłos kroków.
...On idzie i pali cygaro — podszepnęła intuicja.
Złoto-krwawa plamka żaru znikła pod filarami galerji tarasu na parterze. Kroki zadźwięczały głośniej ostrogami, na kamiennych płytach brzękła szabla i... ucichło.
Żadnego skrzypnięcia otwieranych drzwi, żadnej smugi
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/149
Ta strona została przepisana.