Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/153

Ta strona została przepisana.

jesteś i będziesz ty... komendancie. Bo, bo tyle szczęścia tylko udzieliło nam nasze... Fatum.
Głos jej załamał się, zgasł. Glazura oczów zwilgotniała od łez. Do rąk jej przylgnęły rozżarzone węgle jego warg.
— Dziecko moje... Posłannictwo nasze jest szczytne, spełnimy je z godnością. Jeden ideał nam świeci, dążmy ku niemu wytrwale, Ty, w swoim zakresie, bardzo szerokim... księżno, ja, jako żołnierz, pracować powinniśmy... dla kraju.
— I tylko to... i tylko już to... dla nas?...
Rzewna jej skarga wstrząsnęła go rozdzierającym bólem. Mocował się z sobą, jak tytan, by nie oczadzieć jej urokiem. Przywołał na pomoc wielki zapas hartu. Z pieściwą, nizką intonacją przemówił:
— Najsłodsza pani!... Zostaje nam służba ojczyźnie. Teraz, promieniującą gwiazdą tej drogiej służby będzie dla mnie twoja miłość. Tobie zaś, najdroższa, ponawiam przysięgę, że jesteś mojem umiłowaniem, moją świętością.
Upoiły ją te stanowcze słowa. Rozkwitał nad nimi czar.
— Nie zawiodę cię nigdy! zawołała z głębi duszy — proszę mi ufać.
— Wierzę. Tyś dzielna!... Zostałaś w kraju i... nie wegetujesz. Rozepchnęłaś już druty waszej cennej a skąpej klatki. Idziesz naprzód, wyprzedzając swoich. Nie ustawaj! — Oni mogą usuwać przyczyny, lecz nie skruszą idei, nie złamią celu temu, kto sam swej wiary nie zgubi. Oni to przeszłość. Ty... pani, bądź przyszłością.
Różowo-perlisty brzask leżał na ich twarzach, wsiąkał w mroki.
Patrzyli sobie w oczy.
W gorącym szafirze jej źrenic ujrzał wyraźnie niezmierną głębinę myśli, ponętę i poddanie kochającej kobiety, w jego spojrzeniu dostrzegła bezdenny nurt potęgi