Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/158

Ta strona została przepisana.

— Sąd skończony i wyrok wydany — rzekł pustelnik do hrabiego Salezego, siedząc z nim pod chatą w Smolarni.
— A tak, Nemezis odbyła swe przejście — odpowiedział magnat.
I tu świat śmiał się weselem, radował świeżą młodością. Lato rozkwitło strojnie w puszczy leśnej, ozdobiło bogato drzewa i łąkę na polance; rozpyliły się znajome wonie, pełne zawsze nowego wdzięku! Bór zachwycał zielenią, łąka kwieciem, zapachem nasiąkło całe powietrze.
Dwaj starzy chwilę milczeli, jakby napawając się pięknem rozbujałej przyrody. Poczem hrabia kontynuował:
— Krwawe te przejście Nemezis, ale jedyne, by zasiać nasze jałowe niziny zdrowem ziarnem i by je rozfalować do ciągłego ruchu. Wówczas potworzą się pagórki i szczyty; tego nam trzeba przy plonach. Jak sądzisz, kochany profesorze, rychło li u nas ustali się pogodny dzień?...
Profesor bębnił palcami po swych kolanach, głowę miał pochyloną, oczy siwe i głębokie skierował na puszczę, gładząc ją spojrzeniem miłosnem. Ze źrenic jego bił szczery prąd uczucia i palił się w nich żar
— Ot... już tak!... panie hrabio. Ranek szumiący, ale południe będzie ciche, owocne i wielką falą światła ogrzane. Przeczuwam, że małe wicherki jeszcze pobuszują, ale nie rozhulają się w zamieć niszczącą. Za wiele jest w nich pragnienia ciszy i żądzy słońca, by nowe sprowadzać chmury. Dął huragan, walił grad cudzy, teraz zacząłby siec swój własny?... Z własnego potu powstały?... to ot... ot... byłaby klęska!... Hańba!... Może nawet zagłada ostateczna.
— Ejże, panie hrabio, nadziei więcej, wiary! Trzeba ufać w nasze cnoty społeczne, tkwiące choćby w patrjo-