Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/159

Ta strona została przepisana.

tyzmie. A toż gdybyśmy zmarnowali podle nasuwającą się dla nas wolność, toż byłby dowód, żeśmy jej nie godni. Cud się spełnia, czyż jeszcze wątpić, że go nie ocenimy?...
— Możemy go przeoczyć. Nie wierzysz, panie Medardzie, że jest w naszym ogóle dużo ślepoty?...
— Już się zmniejsza, hrabio. Dziejowe nieszczęścia zdarły z nas kataraktę, chyba bezpowrotnie. Coraz wyraźniej widzimy; zatem o przeoczeniu chwili mowy być nie może.
— A znasz przysłowie: „Mądry polak po szkodzie“ czyli szedł na oślep, nabił guza i dopiero wówczas spostrzegł, że nie tędy właściwa droga.
— Zmienimy przysłowie, hrabio, na: „mądrzy polacy po dawnych szkodach“. Będzie to wyrazem skonsolidowania się ogółu, bez pojedynczych sobiepanów, którzy, największe nieśli szkody i... zapewnieniem, że do nowych nie dopuścimy.
— Wierzysz w nas — profesorze.
— Wierzę w naród, bo to siła, to stal zahartowana w piekielnym ogniu! Już się nie zegnie i ostrzem odepchnie przeszłość okrutną.
— A... nie stępi się znowu?...
— Nie! Zaostrza ją pragnienie swobody i rozwoju ducha, oraz straszliwe widmo wspomnień.
— Czy tylko nie łudzisz się troszeczkę, kochany pustelniku?
— Jestem tego pewny. I powtarzam, dzisiejsze walki, to objaw zwykły po takiej żywiołowej zawierusze. Ludzie mają w żyłach krew wzburzoną do dna, u wielu jest sfermentowana, musi się przetrawić; wyrzuci z siebie złe materje i zostawi najzdrowsze.
— O ile ferment nie weźmie góry, na zasadzie dewizycarpe diem.
— O... panie hrabio, tę samą dewizę ogół podciągnie pod swoje hasła. Zresztą ot... już tak... jak się coś prze-