wraca do góry nogami, następuje zawsze pewien hałas, jakaś wrzawa i poruszenie orbity powietrznej dokoła. Fizyczne prawo!... Ale to się uspokoi, ułoży jak trzeba.
— Lecz się przewróci. Sam to mówisz, kochany. A... nie wszystko przewrócone bywa dobre.
— Hm, może lepiej powiedzieć, nie wszystkim się to podoba, nie wszystkich zadowoli, to także naturalne. Sam przewrót wynika zwykle z przeciążenia, raczej przewagi góry nad dołem, vel podstawą. Traci się równowagę... i bęc!...
— Zdaje się, że nasze góry brzdękną teraz na łeb na szyję, — uśmiechnął się magnat.
— Hm... to możliwe.
— Bądź szczerym, panie Medardzie, i nie krępuj się mną. Ja należę do najstarszych, jestem z bardzo wypalonej gliny i pochlebiam sobie... z porcelanowej, przeto nie obrażam się za prawdę. Nasze wyżyny istotne i fikcyjne, nowe i dawne fikną kozła, w myśl twojej teorji... z przeciążenia zapewne.
— Ot, ot... już tak, papiery spadają w kursie społecznym...
— Spadają, czy tracą wartość?...
— O nie! panie hrabio! Walor ich zależy od nich samych. Niechże Bóg broni, aby wartość swoją zatraciły! A to co znowu!?... Tymczasem tylko spadają, obniża się ich znaczenie, gdyż są bezczynne, nie mają kursu. Lecz siły takiej odłożyć ad acta nie można, to byłby grzech przeciw prostej praktyczności.
— Siła śpiąca, bez motoru, to ciężar.
— W tem jest właśnie jądro sprawy, by znaleźć i zbudzić motor taki, panie hrabio! To jest duża dźwignia, gdy się ją poruszy. Zardzewiała jest, ciężka to prawda i głucha, no, ale dlatego też..
— Fajtnie kozła... Hę!
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/160
Ta strona została przepisana.