Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/163

Ta strona została przepisana.

— Teraz, profesorze, to nie bierność nawet, to brak. Gdzież my jesteśmy dzisiaj?... tam, u dobrodusznej matuszki, która z trudem wypuszcza nas ze swej opieki, bardzo lichej pomimo wiary, z jaka, szliśmy do niej, umykając od siebie. Duża fala nas runęła — tam, prócz niedowiarków, domatorów, takich, jak ja i ta garstka, co została. Ciekawie obserwuję ich powroty, oraz psychologję wracających. Zobaczymy, jaką teraz przyjmą postawę, respective do nowych horyzontów.
— Ot... już tak... na utworzenie towarzystwa własnej i wzajemnej adoracji nie pozwoli status quo.
Hrabia wykonał pięścią krótkie pchnięcie w powietrze.
— Zrobią — une retraite dans un fromage de Hollande!...
— Hm! jak pasożyty!! Wątpię! A jakże książę Krystyn czuje się po tej... miłej podróży?... Widziałem go krótko, był przedewszystkiem zmęczony, czy już wypoczął?...
Hrabia melancholijnie pokiwał głową.
— Ach, kochany!... wyjechała mumja a wróciła ruina. To jest kompletnie teraz nieszczęśliwy człowiek; bez oparcia materjalnego to tem większe zero. Z początku, po powrocie, mówił tylko o swoich zniszczonych majątkach. Rzeczywiście zniesione są z powierzchni ziemi, byłem tam. No... została ziemia, tout court. Cegła na cegle nie leży. Urządzili go! trzeba przyznać.
— W tamtych okolicach zniszczenia są wogóle wielkie — rzekł profesor łagodząco.
— Tak, ale majątki Krysta wyjątkowo zdewastowane. Tam się poprostu mścili na nich; chłopi i dworska służba. Co zaczęła pozycja, to lud dokończył, a czego pozycja nie tknęła, to lud zaczął i skończył. Słowem Kartagina!
— Musiały tam być jakieś uboczne przyczyny w wewnętrznej konstrukcji.