— Witam „jasną z pałacu“, tak nazywa księżnę mój dryblas. Ale gdzież on jest?... Semén, Semén!
Księżna zręcznie zeskoczyła z siodła. Staruszek oddał chłopcu zgrzanego Machmuda, przestrzegając miejscową gwarą, aby dobrze pilnował konia.
— On go nie utrzyma, niech go lepiej przywiąże w szopie, rozkiełzna i da trochę trawy.
— Że też księżna nie bała się takiego bucefała?... Toż to i ogier! Chyba ponosił, co?... bo zlany, jak wodą, księżna także zmęczona.
— Machmud zląkł się dzika, a przytem szalenie prędko jechałam.
— Książę pozwolił na tym koniu, samej?...
— Nie prosiłam go o pozwolenie. Będę u pana dziś na obiedzie. Czy dobrze, profesorze? — zajrzała mu figlarnie w twarz.
Stary pan uśmiechnął się.
— Proszę uniżenie na kaszę ze słoniną i kwaśne mleko, to moje menu. Trochę nie książęce. Ot... ot...
— Zgoda na kaszę! Jak tu u pana zawsze ładnie, co za powietrze, niczem Tyrol! Lubię Smolarnię!
Młoda kobieta upadła na zielony puch trawy, pod olbrzymim dębem stojącym o kilka kroków od chaty, oparła się na łokciach i z uśmiechem zamyślonym patrzyła na czarny las, tonący w powodzi złotego południa. Była to widocznie ulubiona poza księżny, gdyż profesor ani słówkiem nie zaprotestował; usiadł spokojnie na ławce pod ścianą chaty i ręce położył na kolanach. Długą chwilę trwało milczenie. Siwe, dobre oczy pustelnika spoglądały na księżnę trochę pobłażliwie a trochę tkliwie; palce rąk niecierpliwiły się na kolanach. W reszcie pierwszy przemówił nizkim głosem:
— Księżna znowu się nudzi... Hę?...
Żadnej odpowiedzi.
— Może jestem natrętny?...
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/21
Ta strona została przepisana.