Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Rozległ się nagle gwałtowny tętent na polanie, jednocześnie profesor i księżna ujrzeli rozpędzonego jak burza Machmuda, który przeciął ukośnie polankę i znikł w lesie. Z za węgła chaty wypadł przerażony parobek, robiąc mimiczne, desperackie ruchy i bełkocąc z przestrachu.
Profesor zerwał się z ławki.
— Cóżeś zrobił najlepszego, Semén.
— Jej Bohu! ja jemu ne zdużał, wełykij a silnyj jak czort! — tłumaczył małorus, waląc pięściami w piersi.
Księżna zaśmiała się.
— Nic mu nie będzie, zemknął na południowy obrok do Jarowa, pomyślą tam, że spadłam.
— Ot, książę się przerazi. Czy wiedziano w pałacu dokąd księżna jedzie?
— Nikt nie wiedział, będę tu siedziała dotąd, aż trafią na ślad.
— Może Semena wysłać do Jarowa?
— Nie trzeba! Niech się profesor nie kłopoce. Czy tak go już zmęczyłam? Mieliśmy przecie jeść obiad, ową kaszę, bardzom ciekawa i trochę głodna.
— Prawda, prawda. Ot mi gościna na Smolarni! Słońce akurat na zenicie stoi. Semen! szykuj połudenek, a żywo!
— Dla jeja sijatielstwa toże? — spytał chłop, prostując się po żołniersku i patrząc z niedowierzaniem.
— Toże, toże! A możeby księżna wolała jeść tu, na powietrzu, hę?...
— Ależ tak cudownie! będzie prawdziwa majówka.
Semen wyniósł mały stolik i z wielkiem namaszczeniem nakrył go białem płótnem. Ustawił dwa głębokie talerze z grubego fajansu, położył łyżki, poczem znikł na dłużej.