Księżna przypatrywała się tym przygotowaniom z zajęciem i uśmiechem. Przyszło jej na myśl, że mąż jej w Jarowie siada również do stołu, ale jakże inaczej; we wspaniałej sali z dębowemi buazerjami, zdobnej w stare portrety, wśród zgrai lokajów, stół pełen sreber, świetnej porcelany, kryształów, kwiatów; wnoszą wykwintne śniadanie, wina... ech! jakie to nudne i od dzieciństwa znane. A jednak można żyć i tak jak tu, na Smolarni i nawet przyjemnie, prawda, że bardzo pierwotnie....
Odgadując trochę jej myśli, profesor zagadał.
— Pewno księżna obiaduje tak pierwszy raz. Hę?...
— Istotnie pierwszy, ale mam wielką przyjemność, tak tu miło.
— Hm, nowość bawi. To gorzej, że mój dostojny gość będzie głodny; bo frykasów nie mam, a znowu książę będzie niespokojny, też śniadania jeść nie będzie, czekając na księżnę.
— Ach, przyzwyczajony do moich fantazji, śniadania dla mnie pewno nie odłoży.
Semen wniósł hładyszeczkę z mlekiem zsiadłam, czerpak zwany hohlą i salaterkę pełną kaszy jęczmiennej ze skwarkami. Znalazł się czarny, pachnący chleb i dwa płaskie, podpieczone na rumiano podpłomyki pszenne. Profesor żwawym i wytwornym ruchem wskazał księżnie ławkę pod ścianą.
— Proszę uprzejmie na skromny posiłek, skoro miły gość nim nie gardzi. Proszę.
Księżna z ładnym uśmiechem zerwała się z trawy.
— Jestem doprawdy zachwycona i głodna. Ach i podpłomyki są, brakuje tylko miodu i szarańczy, byłoby jak na pustyni.
Pustelnik strzepnął palcami.
— Ha, prawda! Szarańczą służyć nie mogę, nawet zasuszoną, ale miód jest. Semen dawaj miodu!
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/29
Ta strona została przepisana.