Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/34

Ta strona została przepisana.

niom i zabrakło Praksytelesów, genjalnych odtwórców piękna. Dla tego też spóźniona prawnuczka Afrodyty smutna i znudzona.
— Fiu, fiu! — świsnęła księżna łobuzersko, — co za olimpijskie porównanie. Wcale ładne, wcale!
— A ot, tak sobie myślałem, patrząc na piękną damę, drzemiącą na leżaku. Aż tu raptem, Chryste ty panie! słyszę, a moja greczynka śpiewa, dalszą strofkę dumki, najczystszym małoruskim akcentem: „Pijdu meży lisy i hory, pijdu meży tiomnyje bory.“ — Oszalałem, pani ty moja, coś mię porwało z miejsca i rzuciło do kolan księżnej. Pierwszy raz od pacholęcych lat, kiedym z Wołynia wywędrował, usłyszałem dumkę tego kraju, śpiewaną przez inne usta. Boże ty mój, co za szczęście miałem w piersi!
— Płakał pan, jak dzieciak, klęcząc przy mnie i całując mnie po rękach — szepnęła księżna ze wzruszeniem. — Pamiętam wybornie; właśnie wtedy wszedł mąż z kapitanem statku.
— A jakże! Ot mi dziwowisko! Książę oniemiał, a kapitan posunął się do mnie prędko przerażony, myślał pewno, żem zwarjował. Wszakże mnie znał dobrze. Na wyspach robiłem wycieczki kapitańską szalupą, obdarzałem go muszlami, za któremi przepadał. A jednak w owej minucie gotów mnie był zrzucić z pokładu, tak się zgorszył i obruszył za moją konfidencję z księżną. On sam do księżnej wzdychał tajemnie.
— Nawet nie bardzo tajemnie — zaśmiała się. — Kokietowałam go zawzięcie, ostrzegał mnie ten stary pastor anglikański — pamięta pan? — że mogę doprowadzić do katastrofy; bo kapitan, zamiast na busolę patrzał w gwiazdy i w moje oczy, A wtedy in gratiam spotkania się rodaków, kapitan wyprawił nam uroczystość na statku; zżymał się na profesora za niepicie szampana, orkiestra grała, tańczyliśmy! Uh! wesoło było na Archipelagu!