cza się, brzęczą, cieszą oczy, a latka płyną, płyną... snop promieni, przez los udzielony, gaśnie, gaśnie, wycieka, aż wymknie się z rąk niewiadomo kiedy. Ale on jest, tylko się zmienił. Młodość, zdrowie, siły wtórowały brzękom ludwiczków; gdy nadejdzie starość, złoto traci blask. Złoto jest złotem w młodości, w starości staje się miedzią. Więc i promienie gasną, są już tylko sztabami. To już ciężkie, ręka drży, niema władzy, wszystko powoli słabnie. Wzmacnia się tylko słuch i wzrok. Uszy słuchają chciwie tego, co szepce sumienie i... świat, oczy dopiero wtedy widzą ruinę tam... gdzie powinny być gmachy. Tragedja! wyrzuty, rozpacz!... Pi! czasem i tego niema, ślepota i głupota do końca.
Długa cisza. Las szumiał poważnie do wtóru...
— Więc my... jesteśmy w której kategorji?... — sucho spytała księżną.
— A księstwo wkraczacie już w drugą. Ot, snop promieni w garści jest, złota bryła życiowej weny jest, ale nie wprzągnięta do potężnego motoru; już ją rozmieniacie na drobne; już gruchają ludwiczki... toczą się, lśnią... Ot i za małe one, pomimo swego blasku, by nie dopuścić do was hydry co nazywacie spleenem; nie wyrwą was one z tej nicości, z tego spoczynku za życia, z tego bezwzględnego spokoju w sybarytyźmie, z tego oddalenia myśli od wszystkiego, co cierpi i co boli, z tej oto nirwany waszej, w której grzęźniecie, a za którą tęsknicie.
Wzburzenie a zarazem zdumienie księżnej, w miarę słów profesora rosło. Przez chwilę zdawało się, że obraza zwalczy w niej wszelkie inne uczucia; górowała ona ponad wszystkiem, szarpiąc nerwy młodej kobiety. Gniew zbudził się nagle zjadliwie i ugryzł. Jad ten pobudzał do wybuchu; już, już bryźnie słowami; jak szpony będą, ostre, bezwzględne.
Wrodzona delikatność natury zamykała piękne usta, by nie skalały się złośliwością. Ale duma już warczała
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/42
Ta strona została przepisana.