— Kryst, pocałuj... przeproś mnie zaraz.
— Ja mam przepraszać, za tyle kłopotu?...
— Za to, że mnie tak witasz ozięble, kwaśno.
Książę zaśmiał się ironicznie i odsunął ją od siebie.
— Nowy kaprys i jeszcze jeden wyskok ekscentryczności. Narażasz mnie tylko na zdenerwowanie i psujesz równowagę całego dworu...
— Doprawdy?... Ty byłeś zdenerwowany, to nie do uwierzenia. I czem?.. mojem zniknięciem czy... naruszeniem twego spokoju?
— Niespokojny o ciebie nie byłem.
— Ach... więc nawet nie to?...
Twarz młodej kobiety ochłodła.
— Wiem, że jeździsz jak... cyrkówka i miewasz fantazje zupełnie histeryczne.
— Możesz i ty jeździć ze mną jak... cyrkowiec. Pozwalam!
— Prosiłbym jednak, byś mnie uprzedzała o takich eskapadach, choćby ze względu na postawę moją wobec dworu, na moje nerwy, nie znoszące podobnych awantur... no i na moją sytuację męża, nieuświadomionego o warjactwach żony. Pewien takt przydałby się bardzo.
Książę cedził słowa, obcinając wolno cygaro i nieprzyjemnie krzywiąc dolną wargę.
Kobieta zdjęła ręce z jego szyi, chwyciła znowu suknię i, lekko zmrużywszy oczy, patrzała na męża uważnie. Wesele i radość znikły z jej twarzy. Okrył ją rumieniec usta krwawiły się ponsem i drżały uśmiechem, czy ironją.
— Czy wiesz przynajmniej, co się ze mną działo przez czas twojej... niewygodnej sytuacji? Ha, ha!...
— Jakiś nowy szus zapewne.
— O tak, nowy kaprys, nowa fantazja, nowa ekscentryczność! Ty, widzisz, jesteś bardzo dawny... a ja... trochę nowa i dlatego ty do moich... nowszych szusów nigdy
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/51
Ta strona została przepisana.