Księżna Bożenna mniej była zaabsorbowana gośćmi niż jej małżonek. Trochę się leniła, a trochę ot — nie bawiło jej to. Robiła przegląd koni, które wysyłano do gubernialnego miasta po gości, ekwipaże, zadysponowane przez księcia, zmieniła na nieco skromniejsze, dowodząc, że szkoda na taki kurz.
Argument ten nie przekonał koniuszego, gdyż o oszczędności księżnej pani miał on nieco odmienne pojęcie.
Księżna była dziwna, bo gdy ogrodnicy znosili drzewa egzotyczne w wazonach do dekoracji schodów i wspaniałego westibulu, księżna kilka piękniejszych i rzadszych okazów odesłała z powrotem do cieplarni.
— Zaszkodzi im dym z cygar.
Zdumiony książę protestował.
— Chyba powinna być prezencja i wystawa jaknajświetniejsza.
— Wystarczy i taka. Jarów nie gorszy od Peterhofu, w którym zresztą oni zapewne nie byli.
Książę zżymnął ramionami.
— Już my się wobec nich nie powstydzim — dorzuciła księżna.
Rzadkie rośliny zamiast do cieplarni zaniesiono na taras wiszący, dokąd się wchodziło z sali stołowej.
Gdy przyniesiono kwiaty do ubrania stołu, księżnej błysnęły oczy. Przepyszne róże Maréchal Niel, — róże białe, niezwykle cudne i jakieś wyszukane, pastelowe seledin, chluba jarowskich cieplarni, księżna z chciwością oddzieliła od reszty kwiatów, co do jednej sztuki wręczając je pannie służącej.
— Te, do moich apartamentów.
— Tu fais des folies, Ena — denerwował się książę. Zostawiłaś same jaskrawe kolory.
— Mais puisque c‘est dans le genre orientale.
Książę zaciął usta, zły. Nie zwracał już uwagi na ekscentryczności żony, zajęty witaniem przyjeżdżających,
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/58
Ta strona została przepisana.