— To bliska krewna naszego rodu — dorzucił książę dumnie.
— Ja słyszał. A ta — ot, Sobieska... to także krasawica.
— Ach, Marysieńka! No, ją tylko uroda zrobiła, królową Polski.
— A ona też wasza krewna?...
Książę przymrużył oczy i usta wydął. Głos mu trochę skrzypnął.
— Nie jesteś biegłym w historji naszej, ekscelencjo, Marja Kazimiera była francuską.
— Nu i tylko szlachcianka d’Arquien. Żeby tak Bourbonka jaka, albo Valois, tak co innego. A!...
Książę zmarszczył brwi. Dostojnik uśmiechał się drwiąco.
— A Maryna Mniszchówna, też z waszych wielkich rodów. Ot, ona to nie tyle musiała, ile chciała być carową, no nie udawało się biednej. Byłaby parantela znaczna... jakby się powiodło. Prelest!
— Nie imponowało nam to — sucho rzekł książę i odszedł w stronę.
— Jaka to różnica z Mussinem — szepnął do siedzącego samotnie, na narożnej kanapce starego bardzo stryja swej żony, który rozmowę słyszał.
Wiekowy magnat odrzekł apatycznie:
— The... Mussin w aksamicie, a ten we własnej skórze.
Książę był niezadowolony, podążył naprawiać humor do grupy z gubernatorem. Do samotnie siedzącego starca zbliżył się błyszczący dostojnik i, siadając obok na fotelu, spytał po rosyjsku:
— Książę pali?...
Wyblakłe oczy magnata spojrzały z chłodną satyrą.
— Jestem hrabią — odrzekł zimno.
— A... pardon. Może cygaro?...
Podał hrabiemu złotą papierośnicę.
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/63
Ta strona została przepisana.