Starzec zaprzeczył głową.
— Nie palę, dziękuję — brzmiała polska odpowiedź.
— Hm!... Hm... da!... Wy graf zdaje się z Polszy?...
Hrabia milczał, jak niewzruszona skała, był zakłopotany.
— Wasz ród w Polszy osiadły i „imienja“ wasze tam że. Ja słyszał tam bogaty kraj, no wszystko taki nie Wołyń — nie Rosja.
Popatrzał z ukosa na chłodnego magnata.
— Wy, graf, nie rozumiecie po rosyjsku. A?...
Starzec zrobił giest potwierdzenia, z bladym półuśmiechem.
— Hm... da!... A ja nie rozumiem po polsku, ot jak.
Złośliwy uśmiech błysnął mu na wąskich wargach.
— A u was tam, język rosyjski niepotrzebny w Prywislinji. A!...
Magnat zatrząsł się, purpura wystąpiła mu na blade policzki, zatrzepał jakoś rękoma i ciężko dźwignął się z fotela. Surowe spojrzenie rzuciwszy dostojnikowi, rzekł głośno i dobitnie:
— Nie!... pozwalamy wam zabrać go z powrotem do... do... Nadwołginji...
Dumnie skinął głową i posunął się w stronę drzwi.
Rosjanin zaśmiał się zjadliwie.
— A ot, tak i zrozumiał!... i zęby ma zdrowe. Nu...
Hrabia brał już za klamkę, gdy prawie podbiegł do niego Mussin-Puszczew, rozpromieniony, w lansadach, arcyuprzejmy z francusczyzną na ustach.
— Hrabia odchodzi?... Dlaczego?... Prosimy zostać, ciekawa kwestja się rozstrzyga. Proszę nam dotrzymać towarzystwa.
— Za starym już... panie gubernatorze do... towarzystwa, muszę odpocząć.
Mussin zniżył głos.
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/64
Ta strona została przepisana.