— Hrabiego uraziło coś w rozmowie z ekscelencją, proszę tego nie brać do serca... On trochę „istiennyj“ hrabia rozumie?...
— Wybornie i... muszę odpocząć. Żegnam pana gubernatora.
Wymiana ukłonów, bardzo wylanych grzeczności Mussina i sztywnej uprzejmości hrabiego, poczem starzec wyszedł z sali.
Gdy wsparty na ramieniu kamerdynera schodził z ostatniej kondygnacji bogato ustrojonych schodów, ujrzał wchodzącego do przepysznej sieni pałacowej starego człowieka, którego cała postać i fizjonomja zainteresowały żywo magnata.
— Kto to?... — spytał.
— To — pustelnik — jaśnie wielmożny panie hrabio.
— Pustelnik?... Cóż to?
Kamerdyner cicho opowiadał hrabiemu znaną mu biografję pustelnika ze Smolarni.
— A... a!... tak... pisała mi księżna... — mruknął starzec. — Ciekawy człowiek!
Hrabia kazał się zaprowadzić do parku.
Profesor Medard Hruda, zdejmując palto, również wiekowe jak on sam, z pomocą kilku lokajów, którzy pomimo wyszarzanego palta z wielkim szacunkiem byli dla — pustelnika, — rozglądał się ciekawie po dekoracji klatki schodowej, przedpokoju i dziwił się w duchu.
— Cóż to za feta? — myślał niespokojny.
Służby pytać nie chciał i nie miał tego zwyczaju. Zaproszony niesłychanie serdecznym listem księżnej Bożenny, wahał się trochę, jechać czy nie?... Lecz nie chciał zrobić księżnie przykrości, siadł więc do przysłanego powoziku, a teraz zdumiewał się, co znaczy ta wspaniałość galowa, jak na przyjęcie króla. Kto są ci goście, o których księżna nawet nie wspomniała, czy też jaką jest ta uroczystość w pałacu? Jakiś dziwny dręczył go niepokój.
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/65
Ta strona została przepisana.