— Mylisz się nieco, profesorze. Hrabiowski ród na Jarowie, to... to nie książę Krystyn.
— Prawda... zapomniałem.
— A widzisz! To naleciałość litewska, z Białorusi przywieziona, tego i tu nie bywało, Krystyn mógł taką modę konserwować u siebie tam, tu już nie zaszczepiać podobnych „ablegrów“.
— Przyjąć się mogą — dodał Hruda — bo przykład idący z takiej góry jak Jarów, może się rozkrzewić, lecz rezultat raczej szkodliwy... a przedewszystkiem... hadki w smaku.
— O to właśnie idzie, że oni smaku tego nie rozumieją — mruknął hrabia.
Profesor zastanowił się.
— To może nawet nie jest winą księcia, nie zna goryczy ten, kto jej nie kosztował. A wszakże ani książę Krystyn, ani chyba nikt z jego rodu nie przeżywał w setnej części tego, co przeżył i przecierpiał hrabia. W rodzie księcia nie zakwitła nigdy idea wolności narodu i kraju, krwawe wizje insurekcji nie zaćmiewały im snów młodzieńczych. Ugoda była ich mamką, lojalność kierowniczką...
— Carskie anticamery karjerą, a białe spodnie kamerherskie szczytem marzeń — dokończył hrabia Salezy.
— At... ot... wobec tego...
— Chcesz powiedzieć, profesorze, swój swego znalazł...
— A ot już tak, trochę to, a trochę jeszcze inną miałem myśl; mianowicie, że książę jakkolwiek do takiego towarzystwa więcej pasuje, niż księżna, to jednak nie jest wybrednym, bo ot... ot taki Mussin, ani jego kompanja, nawet, sądzę w carskiej anticamerze nie bywali.
— Hm!... Mussin tak, ale ten ekscelencja z Nadwołginji, który zasz...czy...cił mnie rozmową, może pójść z czasem w górę... aż na piedestał „Wieszatiela“, jest prawomyślny — wycedził hrabia wolno i z należnem uznaniem.
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/69
Ta strona została przepisana.