nersko przed oczyma tych, którzy udział w nim brali, którzy nosili dotąd blizny po ranach otrzymanych w tym dniu pamiętnym. Hrabia Salezy przerwał niekiedy Orzęckiemu nagłem: „zaczekaj Onufry,“ i sam opowiadał epizody z ataku generała Kurowskiego, przy którym walczył osobiście, wraz z całą prawie Akademją Krakowską.
Sławną szarżę żuawów Rochebruna na bagnety, hrabia przedstawił z taką młodzieńczą werwą, z taką prawdą i mocą, że w pokoju szczękały, zda się, żelaza oddziału dzielnego Francuza, że się słyszało szalony pęd i furję atakujących, że pokój stał się pobojowiskiem, na którym leżały stosy trupów; że pokój ten stał się kaplicą, w której spoczywało stu pięćdziesięciu studentów Akademji Krakowskiej snem wiecznym i w której stu jęczało rannych. A gdy zmęczona pierś starca umilkła, bo łkanie zatamowało mu słowa, cisza śmierci zaległa pokój, cisza wiekuistej chwały tym, którzy tu w wizji z martwych powstali, których krew nie zaschła i rany się nie zabliźniły w pamięci rodaków.
— Czy wszystkich?... — pytanie to ukłuło jak sztyletem pierś księżnej Bożenny.
Zamajaczyła w wyobraźni księżnej postać młodzieńcza, zapalna i bohaterska samą ideą, którą żyła. Tamten tak samo myślał, tak samo czuł, jak ci starzy, naoczni świadkowie krwawych zapasów za wolność, chociaż i on był tylko wnukiem czynnego wówczas powstańca, partyzanta. W jego pamięci krew wylana przez dziada nie zaschła, nie zgoiły się rany. Księżna lekko drżała, bo tę postać dzielną, twarz wybitną i głos metaliczny, stworzony do rozkazywania, ujrzała w swej wizji jak na jawie. Wionął na nią podmuch wiosenny dziewczęcych lat własnych, fala niosąca w sobie żar jakiś nieznany już dzisiaj i jakby woń fijołków i rozkwitłych łąk, marzenie pierwszej wiosny życia, pierwszego, ach i jedynego uczucia.
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/74
Ta strona została przepisana.