Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/75

Ta strona została przepisana.

Obraz nie zatarty, jeno pokryty mgłą oddalenia kilku lat, jeno odsunięty brutalną siłą nierówności szczeblów drabiny sferowej. I zapatrzyła się w tę przeszłość tak niedawną, a tak już beznadziejnie dla niej straconą.
Głucha cisza trwała, jeno syczały głownie w kominku, jeno szepty jakieś i szmery błąkały się w pokoju. Spłynęły doń duchy poległych bohaterów, duchy jasne, w glorji męczenników za najdroższą sprawę. Cały ich hufiec stanął w półcieniu; rany mieli na sercach, krwawe czoła, blade, natchnione oblicza. Oczy ich z za świata patrzące obejmowały spojrzeniem byłych towarzyszy broni, byłych kolegów, przyjaciół, żyjących z niezagasłym płomieniem w piersiach, z jednaką potęgą miłości dla ojczyzny w starganych sercach, z krzywdą, od której ugięły się ich barki, z mocą przetrwania wszystkich prześladowań, z żywą pamięcią w mózgach, którą już do mogiły poniosą i przekażą wnukom, ogień ten zaszczepią w serca młodych pokoleń.
— Czy zaszczepią?... — zabolało znowu w piersi księżnej pytanie.
— W nim zaszczepiły — cicho odpowiedziało serce.
Szmery w pokoju rosły, hufiec poległych powiększa! się, stawał się tłumem, masą. Nikłe już języki ognia pełzały po smętnych postaciach dawnych wojowników, dawnych ideowców, szlachetnych zapaleńców i bohaterskich wyrazicieli ówczesnego ducha w narodzie. Ten sztandar drogi dzierżą jeszcze ręce żyjących starców i ci się z nim nie rozstaną. Oddadzą go w młode ramiona, by na nowo rozwinął się, by donośny chrzęst jego słyszał cały kraj i kochał ten łopot zwycięzki, jak się kocha dostojny szum orlich piór.
— Czy kocha?... — śmignęła ostra strzała pytania, drasnąwszy serce księżnej.
— On ukochał, on kocha ten orli szum.