Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/80

Ta strona została przepisana.

ralni w tych murach i nienaturalni goście, cisza zaległa, ale i cisza ta była niezwykła, odmienny posiadała charakter; to była jakaś letargowa głusza. Pałac zadumał się, czy zasnął?... Mury te zapadły w letarg jakby po silnem wstrząśnieniu nie znanej tu choroby. Echa przeszłości tuliły się cicho do świetnych ścian sali balowej, do jej adamaszków i marmurów, wśród których przebywały ongi dostojne postacie dygnitarzy polskich, o które opierały się plecy nawet królewskie, gdzie chrzęściły srebrne lamy, złotogłów kontuszów, gdzie lśniły guzy brylantowe na żupanach, opinających dumne piersi wojewodów i hetmanów, gdzie pachniały sobole, gronostaje płaszczów i gdzie raźnie dźwięczały karabele. Echa tradycji pałacu jarowskiego przypadały strwożone do ram portretów w sali mahoniowej, do ram, z których uwiecznieni na płótnach spoglądali — oni — ci dawniejsi panowie Jarowa, polacy bez skazy i patrjoci. Ich wzrok zdawał się surowszym, na ustach jakby belesny osiadł wyraz, ich dłonie silniej ściskały miecze, jakaś groza wiała od nich. Echa dawne rozumiały te zmiany, pleśń wiekowa nie przetrawiła murów tak, by echa ich zbutwiały, farby płócien na portretach nie zbladły do tego stopnia, by zanikł na obliczach ich duch i wyraz, ich myśl. Echa żyły i portrety żyły; echa i oblicza protoplastów jarowskich, odczuwając wszystko, strwożyły się i zdumiały, bo do sali balowej wniknął jakiś obcy duch; dźwięczały w niej cudze ostrogi, chrzęściały akselbandy mundurów wrażych, migotały, szlify zaborców. Przed portretami stawały postacie niebywałe tu nigdy, rozbrzmiewał język nieznany tu, a palący ogniem zapiekłych, okrutnych krzywd, jakie się polorem i manierą salonową zagładzić nie dadzą.
Księżna wzdrygnęła się nagle, bo myśl jej coraz przykrzejsze odkrywała przed nią porównania. Tu, gdzie z jej prababką tańczyli poloneza Poniatowscy: stryj ukoronowany i jego brataniec, bohater z pod Raszyna, w ułań-