chał skarg, oglądał skaleczenia i rany, badał chore miejsca, wynosił z mieszkania różne zioła, maście, radził, jak je użyć, wskazywał ich skuteczność, tłomaczył, a wszystko to robił niezwykle serdecznie, z słodyczą i łagodnością kobiecą. Chłopi słuchali słów jego jak ewangelji, wpatrywali się w twarz pustelnika z miłością i z wiarą bezwzglęną. Księżna dziwiła się, nie znała dotąd podobnego wyrazu u tych ludzi, nie przypuszczała, że są zdolni do takiej miękkości, z jaką odnosili się do profesora. Życzliwość głoboka dla niego i szczera ufność była wyraźną, zdumiewała, nasuwając refleksje, że jednak i oni mają uczucia, że można zyskać ich przywiązanie. Obrazek ten zainteresował księżnę. Zbliżyła się do pustelnika młoda kobieta z dwojgiem dzieci. Skarżyła się na bóle w rękach i nogach, niezwykle była mizerną z szarą cerą i ochrypłym głosem. Dzieci wyglądały jak małe potworki, o wielkich, rachitycznych głowach, wydętych brzuszkach i pokręconych nogach. Pustelnik, oglądając ich, kręcił głową, orzekł, że mieszkają zapewne w wilgotnych chałupach i odżywiają się bardzo nędznie. Kobieta uśmiechnęła się boleśnie, odpowiedziała, że w ich izbie mech rośnie na ścianach, wszystko pleśnią się pokrywa, bo dookoła domu jest stała kałuża, woda w niej zielona, zgniła i powietrze zatruwa. Kobieta mówiła po polsku roztropnie i nawet bez żalu, tylko stwierdzając trafność domysłu profesora. Zagadała jeszcze, że „mój“, co oznaczało mąż, zdrowy jest, bo śpi w dworskich stajniach, gdzie sucho i pięknie, jakby w jakim pałacu.
— A skąd wy jesteście? — spytał pustelnik.
— Z Jarowa, mój służy za parobka, — brzmiała odpowiedź.
Profesor chrząknął i pilnie jakoś zaczął dawać różne rady kobiecie, gorąco się zajął nią i dziećmi.
Księżna doznała dziwnie przykrego uczucia, coś ją drasnęło, krew ciepłą falą opłynęła jej policzki. Wsty-
Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/96
Ta strona została przepisana.