Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Gdy w toku rozmowy Mgławicz dowiedział się, że pan Jacek otrzymał od Strzemskiej list przed paroma tygodniami, sam zaś wrócił w grudniu, zawołał z wybuchem radości.
— Ach, więc pan koresponduje z panią Haliną! Jestem zachwycony. Może mi pan łaskawie udzieli jej adresu? Proszę.
Pan Jacek zastanowił się. Skoro pyta o adres, zatem z nią nie koresponduje i ona mu adresu swego w liście nie podała... a skoro tak, tedy...
Tym czasem Mgławicz wziął notatnik, ołówek i z uprzejmym wyrazem twarzy, uśmiechnięty czekał.
— Indje, Madras, poste-restante, — wyrecytował pan Jacek. Sam nie wiedział czemu ukrył szczegółowy adres, podany mu przez Strzemską w ostatnim liście.
— Tylko tyle? — zdziwił się Mgławicz. — Hm, tak. Pani Halina była zawsze tajemnicza.
Poczem, zmieniając ton, rzekł:
— Otóż pani Halina poleca mi pana bardzo gorąco. Dla niej jestem gotów zrobić wszystko...
Pan Jacek żachnął się.
— Ekscelencjo, proszę nie kierować się wyłącznie prośbą pani Strzemskiej, lecz zbadać moje osobiste kwalifikacje. Prócz potrzeby pracy, mam zapał duży i pragnienie, aby stać się pożytecznym. Ponieważ obecnie nikogo tu nie znam, bo dawni przyjaciele... w grobie, przeto pani Strzemską z własnej pobudki skierowała mnie do pana, wiedziona zapewne życzliwością dla starego rodaka i dobrocią swego serca.
— Tak, tak, panie łaskawy. Ale małe zapytanie: czy pani Strzemską wiedziała, a raczej czy wie, jakie ja stanowisko obecnie zajmuję?