Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/108

Ta strona została przepisana.

trochę Katon a tu u nas życie w pełni: wolność słowa, czynu, woli... Żyjemy nareszcie swobodnie a przed nami pełnia potęgi i bujnego rozkwitu Polski.
— Czy pan wierzy w pełnię potęgi i rozkwitu Polski już dziś?..
— Najzupełniej, panie łaskawy.
— Daj Boże, by tak było, bo ja dotąd widzę tylko płytkie brzegi i mieliznę, A wolność słowa? Większa istnieje wolność złych czynów i złej woli. Mówiono mi wczoraj w pewnem piśmie codziennem, że za umieszczenie artykułu, krytykującego obecną politykę gospodarczą i społeczną rządu, redakcja zapłaciła ogromną karę pieniężną. Więc widzę, że prawda została zdyskwalifikowana, że trzeba uprawiać blagę lub... milczeć jak za caratu.
Na twarzy Mgławicza odmalowało się niezadowolenie. Zmarszczył brwi, sącząc przez zęby:
— Przyzna pan, że są sytuacje, w których ostrożność jest wymagana. Nie można dotykać krytyką pewnych świętości bezkarnie.
— Nie panie, zaprzeczył żywo pan Jacek, — świętości, jak pan mówi, powinny mieć w sobie taki majestat, by krytyka słuszna i rzeczowa nie miała żadnych argumentów. Złośliwość i zła wola lub dowcipna satyra — to co innego. Nawet najdzielniejsi monarchowie nie reagowali na to. Edward VII z zamiłowaniem zbierał swoje karykatury. Więc tymbardziej w Rzeczypospolitej, zwłaszcza przy ustroju socjalistycznym rzecz taka uchodzić może. Ale tu mowa o krytyce poważnej i kwestjach poważnych, ach nawet bardzo poważnych. Zamyka się na nie oczy i uszy, ten zaś, kto ma odwagę przemówić, ten jest karany za... prawdę.
— Pan jest mocno niepraktyczny — sarknął Mgławicz.