Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/119

Ta strona została przepisana.

tografje, wreszcie z widoczną pasją zapalił papierosa i przeszedł się po pokoju szybkim krokiem. Pan Jacek czytał w roztargnieniu, śpieszył się, połykał słowa. Detonowała go obecność Mgławicza i jego niepokój, objawiający się niezbyt delikatnie.
W liście Strzemska opisywała szeroko swoje podróże, filozofując trochą na temat własnych przeżyć, i ogólnie. Rozpytywała o Podlasie i Warszawą. List był nerwowy, pełen jakieś gorączki trawiącej ją, chwilami błyskotliwy, to znowu przeniknięty smutkiem i melancholją. W końcu Strzemska pisała.
„Zna Pan zapewne takie stany duszy, kiedy wszystko w człowieku omdlewa, wszystko przestaje czuć, myśleć, wszystko, prócz tej jakiejś odrobiny, którą jest podświadomość. Świadomość istotna wówczas nie działa, uległszy ogólnemu bezczuciu, zostaje tylko pyłek, atom, iskierka — podświadomość. Gdyby ta iskierka zgasła, nastąpiłaby już śmierć duchowa a może obłęd. Podświadomość trrzyma ducha ludzkiego w napięciu, nie dając mu zginąć. Miema w tem napięciu żadnego błysku nadziei, żadnej otuchy, jest tylko jakaś władza intelektualna, odrębna, nieuchwytna i nierealna a może jedynie... ratunkowa. Stan taki, nazywam w języku swoim Umberry, jest on straszny, gorszy od zupełnego zaniku — śmierci. Śmierć jest łaskawsza od Umberry, bo nie ma już w sobie żadnego pyłku podświadomości, jest zanikiem, martwotą. Gdy zapadam w Umberry, jestem jak w otchłani. Źle, jeśli wogóle zapada w nią człowiek pojedynczy, mniej lub więcej potrzebny światu. Straszne jest gdy mroczne sieci Umberry ogarną ludzi, luźne grupy, tłumy. Ale gdy zapada w nią naród cały, to jest już groza tragiczna. Naród taki ma w sobie tylko podświadomość i ta go