Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/123

Ta strona została przepisana.

domo, za co pozbawiają ludzi dachu nad głową. A czyż to jeden wypadek ze mną. Ciągle się o tem słyszy.
Westchnęła ciężko z głębi piersi.
— Takie panują u nas teraz porządki w wolnej Polsce — mówiła. — Człowiek żyje, jak ptak na gałęzi i nie wie, kiedy go i jaki wiatr zwieje.
Nagle spojrzała badawczo na pana Jacka.
— Ale właściwie, czego pan sobie życzy i... kto pan jest?
Pan Jacek skłonił się.
— Pani wybaczy, lecz poinformowano mnie mylnie Przepraszam.
Cofnął się i wyszedł. Był przygnębiony tem, co widział i słyszał. Chciał się natychmiast rozmówić z Mgławiczem. Poszedł w stronę jego prywatnego mieszkania.