Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/130

Ta strona została przepisana.

mocy, lecz nawet dla niej nie mogę zmieniać swoich dogmatów. Zresztą... ona by tego nie żądała.
— Więc pan chce ustąpić?
— Tak.
Mgławicz zrozumiał, że traci zdolnego pracownika.
— Bardzo mnie dziwi, że pan tak obcesowo... ale proszę się jeszcze namyśleć, rozważyć. Ja z pracy pańskiej jestem zupełnie zadowolony. Różnimy się co do poglądów, no... tak. Lecz, panie łaskawy, dzisiejsze czasy nie odpowiadają pańskim poglądom i... pan niedaleko zajedzie, stosując swoje teorje w praktyce. Dzisiejsza doba nastręcza wiele trudności, ale trzeba się umieć orjentować. Kto chce żyć, musi...
— Płynąć z falą, — dokończył pan Jacek. — To są słowa pani Strzemskiej z pierwszego listu do mnie. Cóż kiedy ta fala dzisiejsza jest za mało przejrzysta. Naród nasz obecnie jest jak wezbrana mętna woda, rzeka wolna od tamy i przeszkód, pędzona przez różne prądy, wichry wrogie, ku niepewnej przestrzeni i nieznanym krańcom. Dokąd pędzi i jakie jej dno? Tego się boję, tej strasznej zagadki, w której tkwimy.
Mgławicz milczał, patrząc na Sfinksa. Pan Jacek dojrzał na jego czole zadumę poważną, odczuł, że podniecenie hulaszcze minęło i że Mgławicz myśli. Może ostatnie słowa wniknęły do jego duszy, budząc szereg pytań, czy zwątpień.
Sybirak mówił cichym, głębokim głosem:
— Widzę wśród nas dziecięcą niemal beztroskę, podczas gdy przełomowy moment w naszej historji zmusza do zagłębienia się w psychologję chwili i do wpatrzenia się z natężoną uwagę w chmurny horyzont przyszłości naszej. Dzieje się wszystko przeciwnie, jakaś maskarada święci swe orgje na naszem forum. Ludzie