wewnątrz i — zdumiał. Pod wizerunkiem Sfinksa była fotografja Strzemskiej. Pan Jacek nie znał tej podobizny. Obok na kartonie były tylko duże, energiczne litery Strzemskiej: H. S. Borkowo, poczem data i rok. Twarz kobiety miała w sobie niezwykłą promienność, jaką daje złuda, czy szczęście istotne. Pan Jacek wpatrzył się uważnie w wyraz tych znanych sobie a zagadkowych oczu. Był w nich promień ale i jakiś niepokój, jakaś lekka trwoga.
— Teraz jest inna, zupełnie inna — pomyślał.
A po chwili mówił do samego siebie cichutkim szmerem ust, jak szeptem własnego serca:
— Moja wizja... wizja mojej młodości...
Szybko postawił ramkę na biurku, lecz znowu ją wziął gorączkowo i podniósł do oczu z jakiemś nabożeństwem.
Na odwrotnej stronie fotografji Sfinksa był umieszczony ręką Mgławicza krótki napis:
„Oderwij myśl moją od niej i... śmiej się.“
— Więc to nie ona przysłała mu tę podobiznę?..
Wolno odstawił ramkę i patrzał na Sfinksa.
Kamienna twarz stróża pustyni śmiała się zjadliwym śmiechem istotnie.