Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/148

Ta strona została przepisana.

z obelżywymi wyrazami, ale ten powstrzymał go surowem przejmującem spojrzeniem. Poczem podszedł prędko do Mgławicza, ujął serdecznie w obie dłonie zwieszoną bezwładnie jego rękę i uścisnął ją gorąco.
— Żegnam pana i wierzę, że wkrótce sam pan zedrzesz bielmo z oczu swoich, — rzekł z uczuciem.
Mgławicz nie odrzekł ani słowa.
— Pan Jacek odstąpił, skinąwszy lekko głową Brusowi, a znajdując się już w progu, rzekł do obydwuch:
— Bielmo to zedrzecie wszyscy, aby tylko nie zapóźno dla ojczyzny!
I wyszedł cicho z gabinetu.