nietylko rozwój tego kwiatu, lecz nawet jego istnienie. Czyż zielska ohydne zabiją istotnie tę wątłą roślinkę, jaką jest jeszcze ojczyzna nasza?.. Czyż niszczycielskie dłonie, czynne w nawie naszego państwa, rozmyślnie te zielska rozsiewać będą, aby zatruły ojczyznę?.. A jednak dotąd wszystko idzie w tym kierunku i tylko zostaje wiara we wszechmoc Bożą, wiara, że przecież nadarmo Bóg nam ojczyzny nie wrócił. A wszakże oprócz zielsk i chwastów trujących, istnieją w duszy polskiej cudne rośliny marzeń, wszechludzkich ideałów, rośliny szlachetne, one mogłyby wydać plon, gdyby tylko można było stworzyć warunki ich rozwoju. Krasiński mówi: (w liście do S. Małachowskiego) „Noc poprzedzająca wschód nowych słońc, zwykle bywa niewymownie straszną i czarną“. Więc wierzyć nam trzeba, że słońce nowe wzejdzie, ale teraz jest noc czarna i straszna. My, Polacy, nie opóźniajmy wschodu słońca. Woła ku nam duch wieszcza słowami jego: „na walkę, bracia, na jasność bez końca wyście skazani. W ciepłem świetle słońca zwierzętom igrać, lecz wam — działać trzeba. A przez czyn ziemi przychylicie nieba“.
Kolportacją swej broszury zajął się pan Jacek sam, z pomocą kilku osób znajomych i pisma codziennego, drukującego przedtem jego artykuły. Mimo to poczytność broszury rosła.
Ezop sporo książeczek rozpowszechnił na wsi, gdzie mu dopomagał proboszcz i obywatel, sąsiad Zaolchniowa. Ten, gdy przybył do Warszawy, odwiedził pana Jacka i jął mu winszować.
— A co bracie! Tęgą walkę rozpoczęłeś. Dobrze! Przekrop tam porządnie ich szatańską mość a i o swoim byłym szefie nie zapominaj. To zdrowy numer! Na rękach
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/154
Ta strona została przepisana.